Grupa IAG wybrała boeingi 737 MAX dlatego, że nie jest zadowolona z obecnej współpracy z Airbusem, w szczególności z opóźnień dostaw samolotów, tłumaczy jej szef.
Podpisanie podczas targów lotniczych w Paryżu listu intencyjnego pomiędzy grupą lotniczą IAG a Boeingiem w sprawie
zakupu 200 boeingów 737 MAX było sporym zaskoczeniem.
– Nowy list intencyjny IAG wywołał spore zamieszanie na Paris Air Show, na którym dało się odczuć, że Boeing nie istnieje albo jest bardzo schowany za swoimi problemami. Dziennikarze nie dowierzali w to co słyszą, a sam Airbus też nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Oczywiście nie jest to zamówienie, a dopiero list intencyjny. IAG może w każdej chwili zmienić zdanie. Jednak czy tak się stanie czy też nie, to nadal będzie to pozytywnym impulsem dla Boeinga, podczas salonu, w którym walczy o każde zamówienie – komentował wtedy na bieżąco z Paryża Piotr Bożyk.
Walsh karci AirbusaChoć od tego wydarzenia upłynęło sporo czasu, do tej pory nie milknęły analizy dotyczące tego, co skłoniło szefa Grupy IAG do wyrażenia zainteresowania modelem samolotu, który pozostaje uziemiony od marca i w tej chwili
trudno powiedzieć, kiedy wróci do służby. Większość obserwatorów uważa, że kluczem do pozyskania przez Boeinga tak prominentnego klienta było zaoferowanie Grupie bardzo korzystnej ceny. Część analityków uważa także, że IAG pragnie dywersyfikować swoją flotę, tak aby nie być w pełni zależnymi od Airbusa.
Jak się okazuje, inną silną motywacją była frustracja narosła podczas obecnej współpracy koncernu z producentem z Tuluzy, zdradził Willie Walsh, prezes IAG podczas wywiadu udzielonego AirlineRatings przy okazji spotkania szefów linii lotniczych A4E w Brukseli. – Nidy nie ukrywałem, że jesteśmy niezadowoleni z Airbusa, gdyż dostawy A320neo do linii Vueling były średnio opóźnione o 70 dni – powiedział Walsh.
W rozmowie z agencją Bloomberg, szef IAG dodał, że wydarzenia z ubiegłego miesiąca „powinny być wskazówką nie tylko dla Airbusa, ale także dla każdego, kto nie spełnia naszych oczekiwań”.
IAG chce uniknąć monopolu producenckiego– Zdaję sobie sprawę z tego, że każdy interpretuje to jako kwestię ceny. Ale to nie jest tak – zadeklarował Walsh. – Wiem, co robię, jako dawny pilot boeingów 737 i to porozumienie nie jest wynikiem sprzedaży samolotów po kosztach ze strony Boeinga, ale faktu, że potrzebujemy przynajmniej zdrowego duopolu producentów – tłumaczył Walsh w rozmowie z AirlineRatings.
Przedstawiciele Airbusa przypomnieli, że list intencyjny nie jest oficjalnym zamówieniem u Boeinga i zadeklarowali, że będą usilnie starać się przekonać IAG do porzucenia oferty amerykańskiego producenta i zamówienia samolotów w Tuluzie. Walsh odpowiada jednak, że i tak zamierza podpisać umowę z Boeingiem i w tym przypadku nie będzie nawet podejmował negocjacji z Airbusem, dodając, iż w temacie floty samolotów wąskokadłubowych nie zamierza być w pełni uzależniony od jednego producenta.
Szef IAG wierzy, że podróżni uwierzą w MAX-yWalsh deklaruje, iż nie obawia się utraty zaufania opinii publicznej do najnowszej wersji modelu boeinga 737. Zdaniem szefa IAG, bezprecedensowa kontrola bezpieczeństwa maszyny, zanim ta zostanie dopuszczona do lotów komercyjnych, przywróci wiarę w samolot wśród podróżnych.
– Kiedy MAX-y wrócą do służby, to będą to samoloty, które przeszły najbardziej drobiazgową kontrolę, jaką przeszedł kiedykolwiek i gdziekolwiek model samolotu. Dlatego wierzę, że ludzie będą mieli wiarę w ten samolot – mówi Walsh w rozmowie z Bloomberg.
Airbus borykał się z opóźnieniami dostaw airbusów A320 po kilkukrotnych opóźnieniach w projektowaniu i produkcji silników, a ostatnio, także w wyniku wyzwań z produkcją kabin na zamówienie. Dostawy samolotów szerokokadłubowych europejskiego producenta są także opóźnione, ale w mniejszym stopniu, dlatego Walsh powiedział, że wciąż prowadzi rozmowy na temat pozyskania większych samolotów Airbusa, w tym A330. Podczas targów w Paryżu Grupa złożyła także
zamówienie na airbusy A321XLR, samoloty wąskokadłubowe z największym zasięgiem na świecie.