Linie lotnicze Cathay Pacific, jedne z najbardziej uznanych na świecie, przechodzą trudny okres. Wbrew swojej woli przewoźnik znalazł się w centrum uwagi władz Chin, szukających sposobu powstrzymania toczących się w Hongkongu protestów. W rezultacie, po przeprowadzonej akcji propagandowej przeciwko Cathay Pacific, w spółce doszło do zmian we władzach.
11. tydzień toczących się w Hongkongu protestów przeciwko umowie ekstradycyjnej z Chinami i brutalności policji przynosi zagęszczającą się atmosferę niepewności dotyczącej przyszłości specjalnego obszaru administracyjnego. Od pewnego czasu podobna atmosfera niepewności o przyszłość towarzyszy pracownikom oraz inwestorom linii lotniczych Cathay Pacific, które wbrew swojej woli, znalazły się w bezprecedensowej sytuacji zagrażającej przyszłości przewoźnika.
Pekin żąda dyscyplinowania pracowników
Źródła najnowszych problemów Cathay Pacific nie należy upatrywać w sytuacji ekonomicznej spółki – ta, po okresie strat systematycznie się poprawia, co pokazały lepsze od spodziewanych przez inwestorów wyniki finansowe przewoźnika za I połowę 2019 r. Niestety dla Cathay Pacific, rozpoznawalna marka z Hongkongu znalazła się na pierwszej linii ostrzału propagandowego ze strony władz Partii Komunistycznej Chin, która szuka coraz to nowych sposobów powstrzymania toczących się protestów dużej grupy mieszkańców specjalnego obszaru administracyjnego.
26 lipca, protesty przeniosły się także na teren lotniska, do strefy przylotów, gdzie protestujący próbowali informować przylatujących o toczącym się proteście, natomiast 5 sierpnia, strajk generalny doprowadził do odwołania ponad 200 połączeń lotniczych z portu lotniczego. Za każdym razem, władze w Pekinie reagowały na ten obrót sytuacji w bardzo agresywny sposób, ostrzegając linie lotnicze Cathay Pacific, głównego przewoźnika na lotnisku, przed możliwym bojkotem ze strony pasażerów z Chin oraz żądając, by pracownicy przewoźnika pod żadnym pozorem nie włączali się w toczący się protest. – Zatrudniamy 27 tys. pracowników w Hongkongu wykonujących różne rodzaje prac… Z pewnością nawet nie wyobrażamy sobie by mówić im, jak mają myśleć na jakikolwiek temat – odpowiedział 7 sierpnia John Slosar, przewodniczący zarządu Cathay Pacific.
Odpowiedź ta nie była po myśli władz w Pekinie. Tuż po niej pojawiły się doniesienia, że dwóch pilotów przewoźnika brało udział w protestach, a następnie miał miejsce wyciek danych dotyczących rezerwacji grupowej pasażerów sprzyjających hongkońskiej policji, za którym miała stać dwójka pracowników naziemnych. Te dwa wydarzenia stały się pretekstem do skierowania przez Urząd Lotnictwa Cywilnego Chin bezprecedensowych żądań pod adresem Cathay Pacific, tłumaczonych kwestiami bezpieczeństwa.
Przed każdym lotem do Chin, przewoźnik miał składać do akceptacji listę personelu pokładowego, z zapewnieniem, że nikt z osób na pokładzie nie uczestniczy w protestach w Hongkongu. Co więcej, CAAC zaczął wymagać od Cathay Pacific przedstawienia zawczasu listy wszystkich lotów przelatujących nad przestrzenią powietrzną Chin. Niespełnienie żądań skutkowałoby zamknięciem przestrzeni powietrznej dla samolotów przewoźnika. Dla linii lotniczej, której znaczna część przychodów pochodzi z rynku chińskiego, prawie wszystkie trasy do Europy oraz znaczna część tras na Wschodnie Wybrzeże Stanów Zjednoczonych przebiega nad Chinami (na trasach do USA Cathay Pacific często wykorzystuje trasy transpolarne), zamknięcie przestrzeni powietrznej tego kraju byłoby praktycznie równoznaczne z niemożnością prowadzenia operacji.
Tym razem władze spółki jednoznacznie stwierdziły, że dostosują się do wymagań Chin oraz pospieszyły z instruowaniem pracowników by zwracali uwagę na swoje zachowanie także poza godzinami pracy oraz na mediach społecznościowych, zapowiadając politykę “zero tolerancji” dla odstępstw od oficjalnej linii. Piloci biorący udział w protestach zostali zwolnieni, pomimo faktu, że nie zakończyło się toczące się przeciwko nim postępowanie. Ze strony spółki popłynęły także deklaracje wsparcia dla władz w Hongkongu oraz “jedności terytorialnej Chin”, jak również dystansowanie się od protestów społecznych. Tak jednostronne opowiedzenie się po stronie władz Hongkongu oraz Chin nie przysporzyło przewoźnikowi po stronie protestujących. Wielu z nich wezwało do bojkotowania Cathay Pacific.
Szturm prorządowych mediów
Po tym, gdy Gu Xiaohong, szef departamentu generalnego CAAC stwierdził, że dokumenty złożone przez Cathay Pacific spełniają wymogi chińskiego urzędu, władze przewoźnika z Hongkongu miały nadzieję, że udało się uzyskać przychylność władz w Chinach i rozwiązać kryzys. W rzeczywistości Pekin nie zapomniał początkowych deklaracji kierownictwa linii lotniczych, odmawiających ingerencji w prywatne życie pracowników.
Choć przez długi okres informacje o protestach społecznych były cenzurowane w Chinach, sytuacja zmieniła się po gigantycznej akcji protestacyjnej na lotnisku w Hongkongu 12 oraz 13 sierpnia. W te dni protestujący doprowadzili do odwołania popołudniowych oraz nocnych lotów z portu lotniczego. Co więcej, w weekend poprzedzający protesty na lotnisku, lokalna policja wykazała się wyjątkową brutalnością wobec protestujących, jak również skierowała funkcjonariuszy pod przykryciem, mających doprowadzić do infiltracji środowiska opozycyjnego wobec przeciwników władz w Hongkongu i aresztowań liderów ruchu. Wywołało to atmosferę podejrzliwości i paranoi, w wyniku której protestujący na lotnisku nielegalnie przetrzymywali i pobili dwie osoby, które podejrzewali o bycie agentami z Chin – jedną z nich okazał się dziennikarz propagandowej gazety chińskiej Global Times. Ten akt anarchii, za który protestujący następnego dnia przeprosili opinię publiczną, został wykorzystany i nagłośniony przez prorządowe media z Chin, które zainicjowały wojną propagandową przeciwko protestom w Hongkongu. W jej centrum znalazły się linie lotnicze Cathay Pacific.
Prorządowe media, jak i same władze w Pekinie, chętnie insynuowały, że za protestami w Hongkongu stoją “wrogie zagraniczne siły”, które dążą do wywołania destabilizacji oraz oderwania specjalnej strefy administracyjnej od kraju. Insynuacje o zagranicznej inspiracji, które The Economist określił jako “równocześnie śmieszne i przerażające” napotkały doskonały przykład w Cathay Pacific, spółce która w 45 proc. należy do brytyjskiej grupy kapitałowej Swire (te same media przemilczały fakt, że właścicielem 30 proc. udziałów jest Air China, która posiada również kliku przedstawicieli w zarządzie linii, w tym wiceprezesa i dyrektora ds finansowych).
Prorządowe media rozpętały także kampanię pomówień skierowaną do własnych obywateli przedstawiających Cathay Pacific jako linie lotnicze mające notoryczne problemy z bezpieczeństwem. Gazeta Ta Kung Pao przekonuje, że przewoźnik ma historię zderzeń samolotów oraz zmaga się z plagą palenia papierosów w kokpicie przez pilotów. Rządowa telewizja CCTV informowała, że w systemie rozrywki pokładowej Cathay Pacific przedstawia Hongkong oraz Tajwan jako niepodległe kraje, nie należące do Chin. Dużo uwagi poświęcono udziałowi pilotów oraz pracowników personelu pokładowego w protestach. Według prorządowych mediów oraz internetowych influencerów, może to rodzić ryzyko bezpieczeństwa - jako przykładu podawano wydarzenia z 11 września 2001 r. oraz, w świetle obecnej wiedzy i ustaleń, mocno hipotetyczną teorię o porwaniu samolotu Malaysia Airlines lot MH370 przez pilota, wylicza Forbes.
Atak na przewoźnika wydaje się skuteczny. Według China Aviation Review, w tym tygodniu średni współczynnik wypełnienia Cathay Pacific na trasach do Chin jest o 30 proc. niższy niż przed rokiem.
W Cathay Pacific lecą głowy, świat biznesu w szoku
Tak intensywna kampania propagandowa oraz stanowcze żądania Pekinu, by jednoznacznie i bez jakichkolwiek niedopowiedzeń opowiedzieć się po stronie władz musiały wydać owoce. 12 sierpnia, kiedy w Hongkongu trwały protesty na lotnisku, CAAC wezwała 45-letniego brytyjskiego miliardera, Merlina Swire stojącego na czele grupy kapitałowej, na rozmowy w Pekinie. Według poinformowanych źródeł South China Morning Post, podczas spotkania Swire usłyszał, że konieczne są zmiany w zarządzie przewoźnika. Cztery dni później, w piątek 16 sierpnia, cały lotniczy świat przyjął z szokiem wiadomość o rezygnacji ze stanowiska Ruperta Hogga, szanowanego przez pracowników prezesa przewoźnika, który wyprowadził Cathay Pacific z problemów finansowych oraz jego zastępcy, Paula Loo Kar-pui. Jako pierwsza, poinformowała o rezygnacji chińska prorządowa gazeta People’s Daily, która stwierdziła z zadowoleniem, że Cathay Pacific samodzielnie “zaaplikowały sobie chemioterapię” i zdobyły się na “głębokie przemyślenia”.
Wymuszona decyzja o dymisji Hogga spotkała się z szerokim oddźwiękiem nie tylko branży lotniczej, ale także całego środowiska biznesowego w Hongkongu. – Haniebna decyzja Cathay by zwolnić swojego prezesa z powodów “bezpieczeństwa” zaalarmowała środowisko biznesowe Hongkongu, które zaczyna dostrzegać fakt, że nie działa w środowisku wolnym od wpływów Pekinu, niezależnie od tego co obiecuje model “Jeden kraj, dwa systemy” – komentuje Michael Smith, korespondent Australian Financial Review.
“To nie jest już Hongkong”
Rozgoryczenie i słowa o “białym terrorze” padają ze strony pracowników przewoźnika. Członkowie personelu kokpitowego i pokładowego boją się lotów do Chin, a gdy już muszą je obsługiwać, to zabierają na nie osobne telefony w obawie, przed przeszukiwaniem ich zawartości. Załogi boją się także rozmawiać ze sobą na temat polityki, gdyż nie wiedzą kto z kolegów lub koleżanek wyraża pro-chińskie sympatie i mógłby złożyć donos do przełożonych, informuje BBC.
Nowy prezes Cathay Pacific, Augustus Tang Kin-wing, 60-letni weteran grupy Swire, który wg. doniesień prasowych w chwili objęcia stanowiska był jedynie na kilka tygodni przed emeryturą, zaakcentował konieczność spełnienia przez pracowników wymogów CAAC. Tang zadeklarował politykę “zera tolerancji dla jakichkolwiek przejawów nielegalnej działalności”. – Sposób, w jaki każdy z nas zachowuje się nie tylko w pracy, podczas obsługiwanie klientów, ale także poza pracą – na mediach społecznościowych oraz w codziennym życiu – wpływa jak jesteśmy postrzegani jako firma – napisał Tang w odezwie do pracowników.
– Jak można kontrolować ludzi, co robią w wolnym czasie? To już nie jest Hongkong. Mamy tutaj prawo wolności wypowiedzi. Mamy własny system sądownictwa oraz system prawa common law – powiedział Jeremy Tam, członek rady ustawodawczej Hongkongu i do ubiegłego tygodnia pilot Cathay Pacific, który zrezygnował z pracy w firmie by nie dawać jej krytykom z Chin pretekstu do ataków.
Najnowszą ofiarą trudnej sytuacji w Cathay Pacific padła Rebecca Sy, szefowa związku zawodowego personelu pokładowego Hong Kong Dragon Airlines Flight Attendants’ Association. Według źródeł, na które powołuje się SCMP, Sy dostała wybór zwolnienia się, lub bycia zwolnioną. W obronie szefowej stanęli pracownicy, którzy wypełniają petycję online, domagającą się jej przywrócenia, tym samym łamiąc najnowszy zakaz aktywności na mediach społecznościowych. Wydaje się więc, że zarówno dla Hongkongu jak i dla Cathay Pacific nie rysuje się na razie scenariusz wyjścia z kryzysu.
Podanie adresu e-mail oraz wciśnięcie ‘OK’ jest równoznaczne z wyrażeniem
zgody na:
przesyłanie przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w
Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa na podany adres e-mail newsletterów
zawierających informacje branżowe, marketingowe oraz handlowe.
przesyłanie przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z siedzibą w
Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa (dalej: TOR), na podany adres e-mail informacji
handlowych pochodzących od innych niż TOR podmiotów.
Podanie adresu email oraz wyrażenie zgody jest całkowicie dobrowolne. Podającemu przysługuje prawo do wglądu
w swoje dane osobowe przetwarzane przez Zespół Doradców Gospodarczych TOR sp. z o. o. z
siedzibą w Warszawie, adres: Sielecka 35, 00-738 Warszawa oraz ich poprawiania.