Thai Airways przedłużyła zawieszenie lotów międzynarodowych do września - poinformowano w oficjalnym komunikacie. Narodowy przewoźnik powietrzny Tajlandii nie obsługuje żadnych zagranicznych tras od kilku miesięcy.
Restrykcje rządowe i blokady dla cudzoziemców mają negatywny wpływ na proces odnowy linii lotniczej z Dalekiego Wschodu Azji. "Przepraszamy pasażerów za ciągłe zakłócenia i niedogodności" - obwieszczono po decyzji o przedłużeniu zawieszenia lotów.
Granice Tajlandii pozostają zamknięte od marca, kiedy pandemia koronawirusa SARS-CoV-2 mocniej zaatakowała w tym regionie największego kontynentu świata. Cierpi na tym cała gospodarka kraju, który jedną piątą PKB czerpie z turystyki.
5 mld dolarów straty co miesiąc Przed rokiem w kwietniu do azjatyckiego państwa przyleciało 3,2 mln podróżnych, którzy zostawili łącznie 4,7 mld dolarów w hotelach, usługach, miejscowych sklepach oraz liniach lotniczych. Analogiczny miesiąc bieżącego roku z braku turystów pozbawił całkowicie lokalną społeczność takich wpływów.
Tai Airways znalazły się na skraju przepaści, ale wdrożony pod koniec maja plan naprawczy i wsparcie rządu uratowały linię lotniczą przed upadkiem. Sytuacja nadal jest jednak wyjątkowo trudna, ze względu na obowiązujące wciąż restrykcje i zakazy dla cudzoziemców.
Prezes z wątpliwymi kompetencjamiNarodowy przewoźnik wciąż obsługuje tylko nieliczne rejsy repatriacyjne i towarowe z ładunkami pilnej potrzeby. Przedłużenie zawieszenia lotów międzynarodowych do września stawia pod dużym znakiem zapytania także przyszłość Chansina Treenuchagrona, pełniącego obowiązki prezesa linii lotniczej, który w przeszłości dowodził już państwowym konglomeratem naftowo-gazowym. Eksperci wytykają mu brak wiedzy w zarządzaniu firmą z branży lotniczej.
Treenuchagron powołał na razie "zespół ds przetrwania" w celu opracowania planu ratunkowego dla narodowego przewoźnika powietrznego. Efekty tej pracy poznamy 17 sierpnia, kiedy wynikom przyjrzy się bliżej sąd centralny.
Szukający oszczędności sternicy
Thai Airways obniżyli w czerwcu wynagrodzenia, niektórym pracownikom nawet o połowę, ale nie dokonali zwolnień. Zatrudnieni stracili jednak dostęp do bezpłatnej opieki medycznej. Teraz muszą sami opłacać wizyty u lekarza i ewentualnie poprosić o zwrot kosztów. Pojawił się również problem z dostawcą paliwa dla przewoźnika, który odmówił udzielenia dodatkowego kredytu i zażądał tylko transakcji gotówkowych.