Nie będzie strajku w LOT. Zwołane na dzisiaj nadzwyczajne walne zgromadzenie związków zawodowych działających w firmie podjęło wspólną decyzję o zawieszeniu akcji protestacyjnej. Pod budynkiem LOT odbędzie się jedynie pikieta protestacyjna.
– Kierując się odpowiedzialnością za losy pracowników PLL LOT, spółki i uwzględniając niedogodności dla naszych pasażerów, związki zawodowe w PLL LOT podjęły wspólnie decyzję, aby wstrzymać podjęcie strajku – powiedział dziś (30 kwietnia) wieczorem podczas konferencji prasowej szef związku zawodowego pilotów komunikacyjnych w PLL LOT Adam Rzeszot. – Tym samym dajemy czas panu premierowi Morawieckiemu na zajęcie stanowiska w sprawie niepokojów społecznych w spółce – dodał związkowiec.
Zamiast strajku 1 maja o godz. 6:00 na terenie siedziby LOT w Warszawie ma zostać zorganizowana pikieta protestacyjna.
Związki: LOT celowo chce sprowokować strajkDecyzje o zaprzestaniu strajku wycofaniu się ze strajku podjęło nadzwyczajne walne zgromadzenie związków zawodowych działających w PLL LOT. Podjęło ono także uchwałę o „objęciu ochroną osób będących na umowach cywilnoprawnych oraz o podjęciu natychmiastowego strajku w przypadku szykan prezesa Milczarskiego wobec pracowników LOT SA". Przedstawiciel związków zawodowych zapowiedział także, że oczekuje działań od premiera, a w przypadku ich braku do połowy maja zostanie podana nowa data strajku. Dodał przy tym, że od szefa rządu oczekuje „dynamicznych, a nie pozornych działań w celu osiągnięcia porozumienia” oraz podkreślił, że jeśli dojdzie do konieczności podjęcia nowej akcji protestacyjnej to wyłączną odpowiedzialność za nią będzie ponosił prezes Rafał Milczarski.
– Dziś uważam, że prezes PLL LOT celowo chce sprowokować strajk w LOT w dwóch celach. Pierwszy cel jest związany z politycznymi grami celem skompromitowania polityki premiera Morawieckiego, niestety kosztem LOTu, w którym pracujemy wielokrotnie dłużej niż prezes Rafał Milczarski. Drugim celem jest znalezienie przez prezesa LOT pretekstu do zwolnienie pracowników z LOT celem zastąpienia ich osobami pracującymi na podstawie innych umów niż umowa o pracę – mówił Rzeszot.
Strajk, którego nie byłoW poniedziałek przed południem z planów strajkowych wycofały się trzy z sześciu związków zawodowych zaangażowanych w akcję protestacyjną. Wśród nich znalazła się NSZZ "Solidarność", Ikar oraz Związek Zawodowy Pracowników LOT. W tym samym czasie szefowa największego ze zrzeszeń tj. Związku Zawodowego Personelu Pokładowego i Lotniczego Monika Żelazik zapewniała jednak, że strajk się odbędzie. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami we wtorek strajkujący pracownicy LOT mieli pojawić się w pracy, ale nie podejmować wykonania swoich obowiązków. Akcja protestacyjna miała dotyczyć wyłącznie bazy w Warszawie oraz maszyn operujących ze stołecznego Lotniska Chopina.
Prezes Polskich Linii Lotniczych, Rafał Milczarski,
podczas czwartkowej (26 kwietnia) konferencji prasowej podkreślał dobitnie, że organizowane przez związki zawodowe
strajki należy uznać za nielegalne. Jak tłumaczył, w spór z pracodawcą weszło sześć organizacji związkowych, z czego pod strajkiem podpisały się jedynie dwie, co oznacza, że dokument nie ma mocy prawnej. LOT nie poznał również wyników referendum strajkowego. Przedstawiciele linii lotniczych przekonywali, że referendum nie zostało zorganizowane zgodnie z procedurami, a „urna krążyła po mieście”.
Wobec powyższego, LOT postanowił skierować sprawę na drogę sądową. – Mamy wdrożone prawne działania, które spowodują, mam nadzieję, że również sąd – skierowaliśmy do sądu wniosek o zabezpieczenie – orzeknie, że to jest działanie nielegalne. Niezależnie od tego, powołujemy sztab kryzysowy, by w taki sposób zaplanować loty 1 maja, by te loty przebiegły w sposób niezakłócony – mówił szef narodowego przewoźnika.
Na tamten moment nie potrafił dokładnie oszacować, jaka konkretnie liczba operacji lotniczych może być zagrożona, jednak, jak zaznaczał, LOT zrobi wszystko, aby zapobiec „medialnej panice”. – Organizacje działają nie tylko na szkodę pasażerów, ale również pracowników LOT-u, z których miażdżąca większość chce pracować – mówił.
Związkowcy byli innego zdania. Jak poinformowali na konferencji prasowej w piątek 27 kwietnia, w referendum wzięło udział 855 pracowników, z czego 807 było za strajkiem – oznacza to, że protest poparło 91% głosujących. – Wyniki referendum są silnym sygnałem do braku akceptacji dla działań zarządu PLL LOT. Wiemy, że planowany strajk może skomplikować plany podróżnych. Bardzo przepraszamy, ale zostaliśmy do tego zmuszeni przez prezesa PLL LOT – mówił przewodniczący Związku Zawodowego Pilotów Komunikacyjnych PLL LOT, Adam Rzeszot. Przedstawiciel strony związkowej także podczas spotkania z mediami 30 kwietnia podkreślał, że zdaniem związków ostatnia decyzja sądu zabraniająca prowadzenia akcji protestacyjnej 1 maja była niezgodna z obowiązującymi przepisami.
Kwestia wynagrodzeń i umów o pracęWarto w tym miejscu przypomnieć, że zła sytuacja w LOT i konieczność ratowania spółki z wykorzystaniem pomocy publicznej odbiła się negatywnie na wynagrodzeniach pracowników, co wiązało się m.in. z uchyleniem w roku 2013 regulaminu wynagrodzeń z 2010 roku. To właśnie do obowiązujących na jego mocy zasad chcieliby wrócić protestujący. – Dzisiaj, gdy wyniki są dobre, załoga chce odbić sobie chude lata wyrzeczeń. Zarząd powinien zyskiem się podzielić, zwłaszcza gdy sam otrzymawszy wysoką premię za wyniki pozostałym pracownikom mówi: pieniędzy nie ma. Mowa jednak o rozsądnym podzieleniu się zyskiem a nie jego natychmiastowym przejedzeniu w całości. Nie ma mowy o prostym powrocie do [starego] regulaminu –
komentował w rozmowie z Rynkiem Lotniczym wiceprezes zarządu ZDG TOR Adrian Furgalski.
Tymczasem w rozmowie z dziennikarzami TVN24BiS dyrektor Biura Komunikacji Korporacyjnej LOT Adrian Kubicki zapewniał, że spółka będzie na drodze sądowej dochodzić odszkodowań od związków „za każdą stratę, którą wywołuje nawoływanie do tego protestu” oraz za ewentualne skutki jakiegokolwiek protestu jeśli do niego dojdzie. Zauważył przy tym, że firma widzi istotny spadek sprzedaży podyktowany tym, że „ludzie po prostu się boją kupować bilety w LOT”.