W przesłanym do PLL LOT piśmie Międzyzwiązkowy Komitet Strajkowy poinformował władze naszego narodowego przewoźnika o rozpoczęciu o 5.00 rano 18 października tego roku akcji strajkowej. Działacze za powód swojej decyzji podają „bezprawne zwolnienie z pracy Moniki Żelazik oraz pozorne działania w kwestii rozwiązania sporu zbiorowego". LOT zapewnia, że pasażerowie nie mają się czego obawiać.
Protest ma polegać na dobrowolnym i powszechnym wstrzymaniu się od pracy. To kolejna odsłona konfliktu, który trwa od miesięcy i którego końca nie widać. Obydwie strony uznają swoje działania za nielegalne i nie widać, żeby mogło dojść do porozumienia.
O co w tym wszystkim chodziPrzypomnijmy cały ciąg wydarzeń. W kwietniu pracownicy
weszli w spór z pracodawcą. Domagali się powrotu do poziomu wynagrodzeń finansowych z roku 2010, kiedy to ówczesny prezes, Sebastian Mikosz,obecnie szef Kenya Airways, wypowiedział w pracy układ zbiorowy. Związkowców zbulwersowały również doniesienia o premiach przyznanych przez radę nadzorczą zarządowi PLL LOT – w sumie czterem członkom zarządu przyznano 2,5 mln zł, z czego 1,5 mln otrzymał prezes Milczarski.
Referendum strajkowe wykazało, że większość pracowników jest za akcją. Władze uznały ją za nielegalną i skierowały sprawę do sądu. Powoływały się na wyrok Sądu Najwyższego, który uznał ruch prezesa Mikosza za zgodny z przepisami, w związku z tym wedle obecnych władz nie ma przedmiotu sporu. Samo referendum miało zostać przeprowadzone nieprawidłowo. Urna miała „wędrować” po budynku, do list uprawnionych do wzięcia w nim udziału miano dopisywać osoby niebędące pracownikami LOT-u (najprawdopodobniej chodzi o zatrudnionych na umowy cywilnoprawne przez spółkę LOT Crew, o czym za chwilę), a zarząd nie został oficjalnie poinformowany o wynikach plebiscytu. Dodatkowym argumentem był fakt, że pod decyzją o strajku podpisały się tylko dwa z sześciu związków działających w spółce.
Sąd Okręgowy nałożył na związki zabezpieczanie zakazujące podjęcia akcji protestacyjnej do czasu rozstrzygnięcia kwestii legalności referendum. To sparaliżowało przygotowania do uziemienia floty przewoźnika i w majówkę mogliśmy latać bez problemów. Kolejnym krokiem LOT-u było zwolnienie stojącej na czele największego związku zawodowego pracowników spółki Moniki Żelazik. Powoływano się przy tym na jej e-maila, w którym w pełnych emocji słowach wzywała do strajku. Przewodnicząca tłumaczyła odwoływanie się do Powstania Warszawskiego czy pisanie o zakupie rac i wyrzutni rakiet brakiem przedstawienia kontekstu wypowiedzi.
Wyrok sądu, kary PIP i reakcja LOT-uPod koniec lipca akcja ponownie przyspieszyła. Najpierw Sąd Apelacyjny zdjął zabezpieczenie ze związków, choć
jak słusznie podkreślały władze spółki, nie wypowiedział się o samej legalności referendum, bo to jest przedmiotem odrębnego postępowania w Sądzie Okręgowym.
W następnych dniach Państwowa Inspekcja Pracy
uznała zwolnienie Żalazik za nielegalne. LOT inaczej interpretuje tę decyzję i twierdzi, że wedle urzędu nieprawidłowością było zwalnianie przewodniczącej, pomimo sprzeciwu związków zawodowych. PIP wystąpiła jednocześnie do sądu o wszczęcie postępowania w związku z funkcjonowaniem w firmie agencji zatrudnienia, która nie została zarejestrowana.
Chodzi o spółkę LOT Crew, w której zatrudnia się pracowników pokładowych świadczących usługi LOT-owi na podstawie umów cywilnoprawnych. I w tej sprawie interpretacja władz firmy jest inna i zapowiada walkę o uznanie działań swej spółki córki za zgodne z przepisami.
Najprawdopodobniej niekorzystny oddźwięk medialny, jaki przyniósł wyrok sądu i decyzje inspekcji, skłoniły zarząd do spełnienia swych
wcześniejszych gróźb i wystosowania do związków pisma przedsądowego, w którym wezwano zrzeszenie pracownicze do
zapłacenia prawie 2 mln złotych. Na tyle spółka wyceniła swoje straty mające wynikać z zapowiedzianej, ale
nie przeprowadzonej akcji strajkowej. Kolejnym posunięciem było wprowadzenie bardzo szczegółowych kontroli trzeźwości i bagażu, jakiemu poddawane są teraz załogi samolotów.
Związkowcy twierdzą, że to pracownicy odbierają to jako szykany.
Reakcją była
zapowiedź wrześniowego protestu. Skończyło się kolejnym odwołaniem akcji, a powodem znów było zabezpieczenie interesów spółki poprzez
ponownie nałożone przez Sąd Okręgowy zakazu strajkowania. Dziś doczekaliśmy się zapowiedzi protestu w czwartek 18 października.
Zapytany o pismo rzecznik LOT-u Adrian Kubicki, stwierdził, że akcja jest nielegalna, ponieważ spór zbiorowy został wszczęty z innych powodów niż te podane teraz przez związkowców – W gorącym okresie przedwyborczym, działacze chcą, żeby pracownicy złamali prawo. Żeby protest był legalny należałoby przeprowadzić nowe referendum w sprawie kwestii zawartych w piśmie. Uspokajam pasażerów. Nie ma się o co martwić. Do protestu nie dojdzie.
Mówiąc o "gorącym okresie przedwyborczym" rzecznik spółki miał na myśli fakt, że w wyborach samorządowych z list Pawła Śpiewaka na radną Bemowa startuje Monika Żelazik, której przywrócenia do pracy domagają się działacze związków.